środa, 27 listopada 2013

nadal opony

Średnia temperatura dobowa przez kilka dni  +7  - zmiana opon na zimowe. Na letnie tak samo.

Moje zamówione opony dotarły kurierem na drugi dzień.
Swoją drogą jestem pełna podziwu dla obecnego transportu. Kiedyś ( w ubiegłym stuleciu :) ) , kiedy nie było telefonów komórkowych, a punkty spedycji działały tylko na bocznicach PKP - czekało się cierpliwie jak dojadą paczki  lub dopłyną pomarańcze. Tydzień, to było  expresowo. A teraz takim migiem !
No więc dojechały te opony, pan sprytnie przerzucił je do mojego bagażnika ( musiałam jednak poprosić, bo współcześni dżentelmeni  przezornie  starają się nie myśleć ) i zaczęła się kolejna akcja.
Zastanawiałam się, do którego punktu wymiany pojechać. Od kilku dni jest zimno, tu i ówdzie już pada śnieg, prognozy nie są najlepsze. Jaki z tego wniosek ? będą kolejki !!!
Mam blisko sympatyczną firmę, ale ona ma jedno stanowisko. A ja nie cierpię kolejek.
Jadąc rozmyślałam, gdzie by tu.........
Przypomniałam sobie o takiej , która ma 5 stanowisk do obsługi. No, nawet jak będzie kolejka to szybko się rozładuje. Na parkingu stało sporo aut, więc zaczęłam się trochę nerwowo rozglądać.
Jednak wszystkie wrota były otwarte, a wiatr przysłowiowo hulał między podnośnikami. Przemknęło mi przez myśl, że jakaś awaria. Wolniutko przejechałam wzdłuż i z powrotem. Ni  żywego ducha. Przynajmniej dowiem się kiedy będzie czynne - postanowiłam. Zaparkowałam i niepewnie weszłam do hali. W tej samej chwili z odgrodzonej ogromną szybą kanciapy wyszedł roześmiany chłopak i szerokim gestem zaprosił do wjazdu. Uszom nie wierzyłam. Oczom zresztą też. W dzień powszedni, o godzinie 16.00, w przededniu zimy byłam jedynym klientem, który chciał wymienić opony na zimowe.

Przekładka poszła prawie sprawnie. Prawie, bo Pan napompował mi koła do 2,3 atm, podczas, gdy na  tylnych mam 2,0 . Dobrze, że patrzyłam co robi.
Gdyby  się zapytał jakie moje auto powinno mieć ciśnienie w kołach, chętnie bym mu powiedziała.
Ale przecież mężczyzna z warsztatu wulkanizacyjnego wie dokładnie. A "babie" pewnie wszystko jedno.............
Pozostała jeszcze do obejrzenia  moja  zapasówka. Tak jak na drodze zaintrygowała mnie złota nakrętka na wentylu. Nie przypominam sobie, żebym coś takiego miała. Dokładnie obejrzałam oponę. Wprawdzie marka i bieżnik był taki sam, ale dość już zużyty i brudny.  A ja tylko raz wymieniałam koło i na zapasie przejechałam jakieś 10km. Wniosek dość szybki i przykry. Zamienili mi koło w warsztacie, który zakładał instalację gazową. Może nieświadomie, ale zawsze. A że było to 3 lata temu, to musztarda po obiedzie.
Koło leżało w gustownym pokrowcu - różnica nie rzuciła mi się w oczy.
Jakby nie było  - jestem przygotowana na zimę.
Idę włączyć TVN Meteo

sobota, 23 listopada 2013

opony

Dziś praca przy komputerze!
Ponieważ moje zimowe opony przejeździły już dwa sezony bez sensu jest kupować teraz jedną, bo po pierwsze bieżniki będą się różnić, a po drugie i tak w przyszłym roku czeka mnie wydatek.
Zdroworozsądkowo jest więc teraz kupić dwie , a w przyszłym roku kolejne .
Obdzwoniłam wszystkie okoliczne firmy - takich opon jak moje nie ma. Można je"ściągnąć" na extra zamówienie.
Nie chcę kupować innej marki, bo nie dość że przód i tył będzie się różnić wiekiem, to jeszcze mam dołożyć inny bieżnik i parametry przyczepności, hałasu  i prędkości. Za dużo zmian, za duże ryzyko.
Szukam w internecie. Jest sklep na drugim końcu Polski. Opony nawet z kosztami transportu są o 30% tańsze niż te na zamówienie. Będzie na przełożenie.
Zamawiam, płacę i nie pozostaje mi nic innego jak modlić się, żeby moja sąsiadka przejeździła najbliższe dwa dni bez niespodzianek.

niedziela, 10 listopada 2013

Kto rano wstaje......

Pobudka o 4 rano, bo muszę odwieźć dziecko na pociąg o 5.10.
Mamy do przejechania 18 km, o tej porze to 15 minut, jakiś zapas na kupienie biletów, no pół godziny wcześniej to w sam raz.
Wybiegamy z domu z 5 minutowym opóźnieniem, jeszcze powrót po kanapki, zabieram tylko dokumenty.
Dojeżdżamy do dworca w dobrym czasie, ale nie ma gdzie zaparkować, bo to jedyny pociąg na takiej trasie.
Dziecko gna bo bilet, ja usiłuję wcisnąć się gdzieś na styk. Udało się.
Już przez szybę widzę wieloosobową kolejkę do kasy - nie ma szans na normalny bilet - trzeba będzie kupić u konduktora, oczywiście z dopłatą.
Pociąg wjeżdża punktualnie i nawet są miejsca siedzące.
Macham i po chwili jestem już w samochodzie. Muszę czekać, bo za mną też ktoś zaparkował na chybcika.
Wreszcie opuszczam przydworcowy parking. Ostro w prawo i zaraz zawracam.
Podczas tego zawracania czuję jakieś szarpnięcie autem, ale półprzytomna z niewyspania nie zwracam na to uwagi..
Jadę dalej jeszcze 10 km. W pewnym momencie zaczyna szarpać kierownicą i ściągać na bok. Jeszcze nie mogę się zatrzymać, ale zwalniam i dotaczam się do zatoki autobusowej. Oglądam koła - no tak. Lewe przednie ma przeciętą oponę i stoi na feldze.
Jest 5.30, wokół żywego ducha.
Zabieram się do zmieniania koła.
Wyciągam z futerału zapasowe,( w jego fabrycznym miejscu jest butla na gaz ) podnośnik, klucz.
Jest ciemno , leżę na ziemi i po omacku znajduję uchwyt na lewarek.
Jakoś idzie. Małą latarkę, o której sobie na szczęście przypomniałam  - trzymam w zębach.
Zakładam koło, opuszczam samochód i ....................
W zapasowym nie ma powietrza.
Aż siadłam z wrażenia na asfalcie.
Nie mam telefonu, do jakiegoś ruchu na drodze jeszcze jakieś półtorej godziny.
Nie mogę uwierzyć , ale fakt faktem. Zadziwia mnie tylko błyszcząca, złota czapeczka na wentylu.
Koło zmieniałam 3 lata temu. Czy możliwe, żeby tak zeszło powietrze ?
Wsiadam do samochodu i czekam na lepsze czasy. Nie zapalam silnika, bo jak mi się zrobi ciepło, to przysnę, a muszę łapać pierwszego kierowcę.
Coś jedzie. Zatrzymam , poproszę o telefon i zadzwonię do mojego uczynnego sąsiada................
Kurcze, przecież nie pamiętam do niego numeru. Wszystko zakodowane w mojej komórce.
Łzy płyną same.
Nie pozostaje mi nic innego, tylko maszerować - może złapię okazję - do domu i organizować samopomoc.
Ktoś puka w szybę - Paweł, mój sąsiad właśnie jechał do pracy. Poznał moje auto i zatrzymał się zdziwiony.
Dalej poszło jak z płatka. Sąsiad wrócił do domu po zapasowe koło samochodu żony ( ten sam rozmiar), zmienił moje zapasowe na jej zapasowe i pojechał do pracy.
Jest 7.30. Bez cienia rozespania piję kawę.
Nauczka na przyszłość  -  nie ruszać się z domu bez telefonu, pieniędzy i dokumentów oczywiście.