Już dosyć dawno nie jeździłam przed świtem . Dopadło mnie wczoraj, kiedy wizyta u znajomych przeciągnęła się do późna, a nocować nie chciałam.
Większość drogi biegła przez mniejsze lub większe lasy, ale nic niepokojącego się nie działo.
Dopiero ok. 50 km przed celem na szosie zaczął się ruch. I to nie ruch pojazdów, ale zwierząt.
Zaczęło się od lisów. W zasięgu reflektorów pojawiły się dwa. Trochę dziwne, bo raczej chodzą pojedynczo. Biegły wzdłuż drogi, w pewnym momencie zatrzymały się,odwróciły i tuż przed samochodem przebiegły na drugą stronę. Nie trwało długo jak przebiegły sarny, a później musiałam się zatrzymać, bo przede mną stał duży - przynajmniej tak wyglądał w światłach - dzik. On, czy ona - nie wiedziałam. Zrobiło mi się nieswojo. Dzik stał i patrzył. Patrzył tak, jakby mierzył się z samochodem. Trwało to dobrą chwilę, po czym powoli przeszedł na lewą stronę. Patrzyłam za nim dopóki nie przekroczył linii światła. Już miałam ruszyć, kiedy z krzaków po lewej stronie wyskoczył i przegalopował przez drogę - dzik. !!! Ten sam ? Nie wiem. Wyglądało to tak, jakby zapomniał wyłączyć w domu żelazka i biegiem wracał, żeby uniknąć pożaru.
Wyjechałam z lasów i odetchnęłam, że już po nocnych spacerach zwierzyny. Teraz po obu stronach widać było jeszcze nie skoszone. pola kukurydzy.
Z daleka zobaczyłam migające niebieskie światła. Policja i karetka. Samochodu - samochodów z wypadku nie było widać. Pewnie wpadli w tę kukurydzę - pomyślałam.
Na drodze leżał martwy łoś, w rowie coś co było motocyklem. Ratownicy z policją przykrywali czarną folią leżące kawałek dalej zwłoki.
Pozwolili mi wreszcie przejechać. Miałam gulę w gardle i trochę mi się trzęsły ręce. Nie jest to przyjemny widok, chociaż w nocy przynajmniej nie widać krwi..
Przejechałam jakieś 50 m, kiedy zauważyłam leżący w trawie kask. Czarny z błyszczącym niklowanym skrzydełkiem na boku. Błysk tego detalu zwrócił moją uwagę. W mitologii kapelusz ze skrzydłami miał Hermes , do którego zadań należało min. odprowadzanie zmarłych do Hadesu.
Tak mi się przypomniało a propos.
Cofnęłam auto- policjanci jeszcze coś mierzyli i oglądali. Nawet się ucieszyli, że zauważyłam kask, bo brakowało im danych do protokołu i pomiarów. Z ustaleń wynikało, że łoś wyszedł spośród kukurydzy i przeskoczył przez rów. Zbyt szybko znalazł się na drodze. Motocyklista był bez szans. Nie mógł łosia zauważyć wcześniej, a i jechał z pewnością o wiele za szybko. Zderzenie z wysokim na prawie 2 m i ważącym ok 600 kg zwierzęciem przy prędkości ponad 100km/h to pewna śmierć.
Wielu moich znajomych lubi jeździć w nocy. Bo ruch mały, "przycisnąć" można, policjanci raczej śpią - same plusy.
Ale......
Ale mniej widać, oczy szybciej się męczą, spać się chce, a na drodze "zwierzęce" niespodzianki.
I nie zawsze są znaki ostrzegawcze.
Każdy las, nawet ten ogrodzony przy drogach szybkiego ruchu - kryje niebezpieczeństwa.
Nie można o tym zapominać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz