Średnia temperatura dobowa przez kilka dni +7 - zmiana opon na zimowe. Na letnie tak samo.
Moje zamówione opony dotarły kurierem na drugi dzień.
Swoją drogą jestem pełna podziwu dla obecnego transportu. Kiedyś ( w ubiegłym stuleciu :) ) , kiedy nie było telefonów komórkowych, a punkty spedycji działały tylko na bocznicach PKP - czekało się cierpliwie jak dojadą paczki lub dopłyną pomarańcze. Tydzień, to było expresowo. A teraz takim migiem !
No więc dojechały te opony, pan sprytnie przerzucił je do mojego bagażnika ( musiałam jednak poprosić, bo współcześni dżentelmeni przezornie starają się nie myśleć ) i zaczęła się kolejna akcja.
Zastanawiałam się, do którego punktu wymiany pojechać. Od kilku dni jest zimno, tu i ówdzie już pada śnieg, prognozy nie są najlepsze. Jaki z tego wniosek ? będą kolejki !!!
Mam blisko sympatyczną firmę, ale ona ma jedno stanowisko. A ja nie cierpię kolejek.
Jadąc rozmyślałam, gdzie by tu.........
Przypomniałam sobie o takiej , która ma 5 stanowisk do obsługi. No, nawet jak będzie kolejka to szybko się rozładuje. Na parkingu stało sporo aut, więc zaczęłam się trochę nerwowo rozglądać.
Jednak wszystkie wrota były otwarte, a wiatr przysłowiowo hulał między podnośnikami. Przemknęło mi przez myśl, że jakaś awaria. Wolniutko przejechałam wzdłuż i z powrotem. Ni żywego ducha. Przynajmniej dowiem się kiedy będzie czynne - postanowiłam. Zaparkowałam i niepewnie weszłam do hali. W tej samej chwili z odgrodzonej ogromną szybą kanciapy wyszedł roześmiany chłopak i szerokim gestem zaprosił do wjazdu. Uszom nie wierzyłam. Oczom zresztą też. W dzień powszedni, o godzinie 16.00, w przededniu zimy byłam jedynym klientem, który chciał wymienić opony na zimowe.
Przekładka poszła prawie sprawnie. Prawie, bo Pan napompował mi koła do 2,3 atm, podczas, gdy na tylnych mam 2,0 . Dobrze, że patrzyłam co robi.
Gdyby się zapytał jakie moje auto powinno mieć ciśnienie w kołach, chętnie bym mu powiedziała.
Ale przecież mężczyzna z warsztatu wulkanizacyjnego wie dokładnie. A "babie" pewnie wszystko jedno.............
Pozostała jeszcze do obejrzenia moja zapasówka. Tak jak na drodze zaintrygowała mnie złota nakrętka na wentylu. Nie przypominam sobie, żebym coś takiego miała. Dokładnie obejrzałam oponę. Wprawdzie marka i bieżnik był taki sam, ale dość już zużyty i brudny. A ja tylko raz wymieniałam koło i na zapasie przejechałam jakieś 10km. Wniosek dość szybki i przykry. Zamienili mi koło w warsztacie, który zakładał instalację gazową. Może nieświadomie, ale zawsze. A że było to 3 lata temu, to musztarda po obiedzie.
Koło leżało w gustownym pokrowcu - różnica nie rzuciła mi się w oczy.
Jakby nie było - jestem przygotowana na zimę.
Idę włączyć TVN Meteo
środa, 27 listopada 2013
sobota, 23 listopada 2013
opony
Dziś praca przy komputerze!
Ponieważ moje zimowe opony przejeździły już dwa sezony bez sensu jest kupować teraz jedną, bo po pierwsze bieżniki będą się różnić, a po drugie i tak w przyszłym roku czeka mnie wydatek.
Zdroworozsądkowo jest więc teraz kupić dwie , a w przyszłym roku kolejne .
Obdzwoniłam wszystkie okoliczne firmy - takich opon jak moje nie ma. Można je"ściągnąć" na extra zamówienie.
Nie chcę kupować innej marki, bo nie dość że przód i tył będzie się różnić wiekiem, to jeszcze mam dołożyć inny bieżnik i parametry przyczepności, hałasu i prędkości. Za dużo zmian, za duże ryzyko.
Szukam w internecie. Jest sklep na drugim końcu Polski. Opony nawet z kosztami transportu są o 30% tańsze niż te na zamówienie. Będzie na przełożenie.
Zamawiam, płacę i nie pozostaje mi nic innego jak modlić się, żeby moja sąsiadka przejeździła najbliższe dwa dni bez niespodzianek.
Ponieważ moje zimowe opony przejeździły już dwa sezony bez sensu jest kupować teraz jedną, bo po pierwsze bieżniki będą się różnić, a po drugie i tak w przyszłym roku czeka mnie wydatek.
Zdroworozsądkowo jest więc teraz kupić dwie , a w przyszłym roku kolejne .
Obdzwoniłam wszystkie okoliczne firmy - takich opon jak moje nie ma. Można je"ściągnąć" na extra zamówienie.
Nie chcę kupować innej marki, bo nie dość że przód i tył będzie się różnić wiekiem, to jeszcze mam dołożyć inny bieżnik i parametry przyczepności, hałasu i prędkości. Za dużo zmian, za duże ryzyko.
Szukam w internecie. Jest sklep na drugim końcu Polski. Opony nawet z kosztami transportu są o 30% tańsze niż te na zamówienie. Będzie na przełożenie.
Zamawiam, płacę i nie pozostaje mi nic innego jak modlić się, żeby moja sąsiadka przejeździła najbliższe dwa dni bez niespodzianek.
niedziela, 10 listopada 2013
Kto rano wstaje......
Pobudka o 4 rano, bo muszę odwieźć dziecko na pociąg o 5.10.
Mamy do przejechania 18 km, o tej porze to 15 minut, jakiś zapas na kupienie biletów, no pół godziny wcześniej to w sam raz.
Wybiegamy z domu z 5 minutowym opóźnieniem, jeszcze powrót po kanapki, zabieram tylko dokumenty.
Dojeżdżamy do dworca w dobrym czasie, ale nie ma gdzie zaparkować, bo to jedyny pociąg na takiej trasie.
Dziecko gna bo bilet, ja usiłuję wcisnąć się gdzieś na styk. Udało się.
Już przez szybę widzę wieloosobową kolejkę do kasy - nie ma szans na normalny bilet - trzeba będzie kupić u konduktora, oczywiście z dopłatą.
Pociąg wjeżdża punktualnie i nawet są miejsca siedzące.
Macham i po chwili jestem już w samochodzie. Muszę czekać, bo za mną też ktoś zaparkował na chybcika.
Wreszcie opuszczam przydworcowy parking. Ostro w prawo i zaraz zawracam.
Podczas tego zawracania czuję jakieś szarpnięcie autem, ale półprzytomna z niewyspania nie zwracam na to uwagi..
Jadę dalej jeszcze 10 km. W pewnym momencie zaczyna szarpać kierownicą i ściągać na bok. Jeszcze nie mogę się zatrzymać, ale zwalniam i dotaczam się do zatoki autobusowej. Oglądam koła - no tak. Lewe przednie ma przeciętą oponę i stoi na feldze.
Jest 5.30, wokół żywego ducha.
Zabieram się do zmieniania koła.
Wyciągam z futerału zapasowe,( w jego fabrycznym miejscu jest butla na gaz ) podnośnik, klucz.
Jest ciemno , leżę na ziemi i po omacku znajduję uchwyt na lewarek.
Jakoś idzie. Małą latarkę, o której sobie na szczęście przypomniałam - trzymam w zębach.
Zakładam koło, opuszczam samochód i ....................
W zapasowym nie ma powietrza.
Aż siadłam z wrażenia na asfalcie.
Nie mam telefonu, do jakiegoś ruchu na drodze jeszcze jakieś półtorej godziny.
Nie mogę uwierzyć , ale fakt faktem. Zadziwia mnie tylko błyszcząca, złota czapeczka na wentylu.
Koło zmieniałam 3 lata temu. Czy możliwe, żeby tak zeszło powietrze ?
Wsiadam do samochodu i czekam na lepsze czasy. Nie zapalam silnika, bo jak mi się zrobi ciepło, to przysnę, a muszę łapać pierwszego kierowcę.
Coś jedzie. Zatrzymam , poproszę o telefon i zadzwonię do mojego uczynnego sąsiada................
Kurcze, przecież nie pamiętam do niego numeru. Wszystko zakodowane w mojej komórce.
Łzy płyną same.
Nie pozostaje mi nic innego, tylko maszerować - może złapię okazję - do domu i organizować samopomoc.
Ktoś puka w szybę - Paweł, mój sąsiad właśnie jechał do pracy. Poznał moje auto i zatrzymał się zdziwiony.
Dalej poszło jak z płatka. Sąsiad wrócił do domu po zapasowe koło samochodu żony ( ten sam rozmiar), zmienił moje zapasowe na jej zapasowe i pojechał do pracy.
Jest 7.30. Bez cienia rozespania piję kawę.
Nauczka na przyszłość - nie ruszać się z domu bez telefonu, pieniędzy i dokumentów oczywiście.
Mamy do przejechania 18 km, o tej porze to 15 minut, jakiś zapas na kupienie biletów, no pół godziny wcześniej to w sam raz.
Wybiegamy z domu z 5 minutowym opóźnieniem, jeszcze powrót po kanapki, zabieram tylko dokumenty.
Dojeżdżamy do dworca w dobrym czasie, ale nie ma gdzie zaparkować, bo to jedyny pociąg na takiej trasie.
Dziecko gna bo bilet, ja usiłuję wcisnąć się gdzieś na styk. Udało się.
Już przez szybę widzę wieloosobową kolejkę do kasy - nie ma szans na normalny bilet - trzeba będzie kupić u konduktora, oczywiście z dopłatą.
Pociąg wjeżdża punktualnie i nawet są miejsca siedzące.
Macham i po chwili jestem już w samochodzie. Muszę czekać, bo za mną też ktoś zaparkował na chybcika.
Wreszcie opuszczam przydworcowy parking. Ostro w prawo i zaraz zawracam.
Podczas tego zawracania czuję jakieś szarpnięcie autem, ale półprzytomna z niewyspania nie zwracam na to uwagi..
Jadę dalej jeszcze 10 km. W pewnym momencie zaczyna szarpać kierownicą i ściągać na bok. Jeszcze nie mogę się zatrzymać, ale zwalniam i dotaczam się do zatoki autobusowej. Oglądam koła - no tak. Lewe przednie ma przeciętą oponę i stoi na feldze.
Jest 5.30, wokół żywego ducha.
Zabieram się do zmieniania koła.
Wyciągam z futerału zapasowe,( w jego fabrycznym miejscu jest butla na gaz ) podnośnik, klucz.
Jest ciemno , leżę na ziemi i po omacku znajduję uchwyt na lewarek.
Jakoś idzie. Małą latarkę, o której sobie na szczęście przypomniałam - trzymam w zębach.
Zakładam koło, opuszczam samochód i ....................
W zapasowym nie ma powietrza.
Aż siadłam z wrażenia na asfalcie.
Nie mam telefonu, do jakiegoś ruchu na drodze jeszcze jakieś półtorej godziny.
Nie mogę uwierzyć , ale fakt faktem. Zadziwia mnie tylko błyszcząca, złota czapeczka na wentylu.
Koło zmieniałam 3 lata temu. Czy możliwe, żeby tak zeszło powietrze ?
Wsiadam do samochodu i czekam na lepsze czasy. Nie zapalam silnika, bo jak mi się zrobi ciepło, to przysnę, a muszę łapać pierwszego kierowcę.
Coś jedzie. Zatrzymam , poproszę o telefon i zadzwonię do mojego uczynnego sąsiada................
Kurcze, przecież nie pamiętam do niego numeru. Wszystko zakodowane w mojej komórce.
Łzy płyną same.
Nie pozostaje mi nic innego, tylko maszerować - może złapię okazję - do domu i organizować samopomoc.
Ktoś puka w szybę - Paweł, mój sąsiad właśnie jechał do pracy. Poznał moje auto i zatrzymał się zdziwiony.
Dalej poszło jak z płatka. Sąsiad wrócił do domu po zapasowe koło samochodu żony ( ten sam rozmiar), zmienił moje zapasowe na jej zapasowe i pojechał do pracy.
Jest 7.30. Bez cienia rozespania piję kawę.
Nauczka na przyszłość - nie ruszać się z domu bez telefonu, pieniędzy i dokumentów oczywiście.
czwartek, 24 października 2013
H7
Nie piątek i nie 13, dlaczego wszystko idzie mi jak krew z nosa?
Mam zrobić obowiązkowe badania techniczne samochodu. Ok. Mam zaprzyjaźnioną Stację Kontroli Pojazdów, gdzie umawiam się na godzinę i nawet jak jest kolejka, to ja ze swoja karteczką.........
Napisane 10.30 - jestem punktualnie i ...........wrota zamknięte,
Nie ma żadnych drzwi, przez plastikową, zmatowiałą szybkę nic nie widać.
Grzebię w torebce w poszukiwaniu telefonu. Nie ma. Został na parapecie okna, bo rozmawiałam podlewając kaktusa. Takiego, co kwitnie na Boże Narodzenie.
Oglądam jeszcze raz wrota. Może przeoczyłam jakąś informację? Nic nie ma.
Jeszcze raz nos do szyby. Żywego ducha. Już się odwracam z niecenzuralnym słowem na ustach, kiedy kontem oka dostrzegam leżącą do góry nogami kartkę A4. " Przerwa do 11.30"
Ani "przepraszamy" , ani "pocałujcie nas......" Nic. Przerwa i już . I dlaczego ta kartka nie na zewnątrz?
Szukać innej Stacji, czy wrócić za godzinę ? Niedaleko targowisko, zrobię zakupy. Zaraz weekend - nie będę musiała jutro tachać tylu siat.
Oczywiście zakupy na wyrost. Upycham w bagażniku, przytrzaskując liście pory. W samochodzie cebulowy zapach. Na pierwszym skrzyżowaniu widzę , że na poprzedzającym mnie aucie odbija się tylko jedno moje światło mijania. Szlag. Jestem już blisko OSKP - może mają żarówki?
Nie mają. Zawracam. Najbliższy sklep za jakieś półtora kilometra. Niedaleko. Szybko obrócę.
Nie ma gdzie zaparkować.
Na szczęście na parkingu stoi eLka z samym kursantem Pewnie instruktor też w tym sklepie. Z premedytacją staję za nią blokując wyjazd.
No, wszystko ok. Kolega wybiera jakieś części, więc bez mrugnięcia okiem wpycham się przed niego.
Otwieram maskę i wyciągam z torebki żarówkę. "Mój" diagnosta wyciąga po nią rękę i ....... żarówka spada na dno kanału. Stoimy w milczeniu patrząc jedno na drugie. Chyba mam minę zwiastującą rzęsiste łzy, bo pan Krzyś wsiada do swojego samochodu i odjeżdża. Drugi diagnosta zamiata wspomnienia z mojej H7 i wjeżdża na kanał.
Po 10 minutach mam sprawdzone hamulce, amortyzatory , luzy kierownicy, nr VIN, legalizację butli LPG, dowód rejestracyjny i inne bardzo ważne rzeczy. Czekamy na pana Krzysia.
Jest. Na wszelki wypadek zjeżdża z kanału. Zmienia żarówkę , ponownie wjeżdża na kanał, sprawdza ustawienie świateł, wbija pieczątkę Uff........
Nie napyskowałam, że było zamknięte, nie podziękowałam, że pojechał po żarówkę.
Odpalam i ..........
Halo, halo ! niech się pani zatrzyma..........................zapomniałem o gaśnicy.
Nie, tylko nie to !
Nie ma rady. Wyciągam moje marchewki, ziemniaki, pory, jajka bez stempelka. Foliowa torebka z jabłkami rozrywa się i te uciekają na wszystkie strony. Obaj panowie biegają po placu i upychają po kieszeniach obtłuczone owoce. Jeszcze karton z proszkiem do prania. Gaśnica oczywiście na samym dnie.
W porządku - pan Krzyś nie ma odwagi popatrzeć na mnie, kiedy pomaga mi zapakować zakupy.
Do zobaczenia za rok.....
Mam nadzieję, że nie będzie to piątek, trzynastego..........
Mam zrobić obowiązkowe badania techniczne samochodu. Ok. Mam zaprzyjaźnioną Stację Kontroli Pojazdów, gdzie umawiam się na godzinę i nawet jak jest kolejka, to ja ze swoja karteczką.........
Napisane 10.30 - jestem punktualnie i ...........wrota zamknięte,
Nie ma żadnych drzwi, przez plastikową, zmatowiałą szybkę nic nie widać.
Grzebię w torebce w poszukiwaniu telefonu. Nie ma. Został na parapecie okna, bo rozmawiałam podlewając kaktusa. Takiego, co kwitnie na Boże Narodzenie.
Oglądam jeszcze raz wrota. Może przeoczyłam jakąś informację? Nic nie ma.
Jeszcze raz nos do szyby. Żywego ducha. Już się odwracam z niecenzuralnym słowem na ustach, kiedy kontem oka dostrzegam leżącą do góry nogami kartkę A4. " Przerwa do 11.30"
Ani "przepraszamy" , ani "pocałujcie nas......" Nic. Przerwa i już . I dlaczego ta kartka nie na zewnątrz?
Szukać innej Stacji, czy wrócić za godzinę ? Niedaleko targowisko, zrobię zakupy. Zaraz weekend - nie będę musiała jutro tachać tylu siat.
Oczywiście zakupy na wyrost. Upycham w bagażniku, przytrzaskując liście pory. W samochodzie cebulowy zapach. Na pierwszym skrzyżowaniu widzę , że na poprzedzającym mnie aucie odbija się tylko jedno moje światło mijania. Szlag. Jestem już blisko OSKP - może mają żarówki?
Nie mają. Zawracam. Najbliższy sklep za jakieś półtora kilometra. Niedaleko. Szybko obrócę.
Nie ma gdzie zaparkować.
Na szczęście na parkingu stoi eLka z samym kursantem Pewnie instruktor też w tym sklepie. Z premedytacją staję za nią blokując wyjazd.
No, wszystko ok. Kolega wybiera jakieś części, więc bez mrugnięcia okiem wpycham się przed niego.
Otwieram maskę i wyciągam z torebki żarówkę. "Mój" diagnosta wyciąga po nią rękę i ....... żarówka spada na dno kanału. Stoimy w milczeniu patrząc jedno na drugie. Chyba mam minę zwiastującą rzęsiste łzy, bo pan Krzyś wsiada do swojego samochodu i odjeżdża. Drugi diagnosta zamiata wspomnienia z mojej H7 i wjeżdża na kanał.
Po 10 minutach mam sprawdzone hamulce, amortyzatory , luzy kierownicy, nr VIN, legalizację butli LPG, dowód rejestracyjny i inne bardzo ważne rzeczy. Czekamy na pana Krzysia.
Jest. Na wszelki wypadek zjeżdża z kanału. Zmienia żarówkę , ponownie wjeżdża na kanał, sprawdza ustawienie świateł, wbija pieczątkę Uff........
Nie napyskowałam, że było zamknięte, nie podziękowałam, że pojechał po żarówkę.
Odpalam i ..........
Halo, halo ! niech się pani zatrzyma..........................zapomniałem o gaśnicy.
Nie, tylko nie to !
Nie ma rady. Wyciągam moje marchewki, ziemniaki, pory, jajka bez stempelka. Foliowa torebka z jabłkami rozrywa się i te uciekają na wszystkie strony. Obaj panowie biegają po placu i upychają po kieszeniach obtłuczone owoce. Jeszcze karton z proszkiem do prania. Gaśnica oczywiście na samym dnie.
W porządku - pan Krzyś nie ma odwagi popatrzeć na mnie, kiedy pomaga mi zapakować zakupy.
Do zobaczenia za rok.....
Mam nadzieję, że nie będzie to piątek, trzynastego..........
niedziela, 20 października 2013
tankowanie
Dzisiaj tankowałam LPG na jednej ze znanych stacji benzynowych .Miły pan lał i lał a ja oczom nie wierzyłam.
Zawsze do mojego pustego zbiornika wchodzi 28 - 29 litrów. Teraz weszło 36. Jest to kompletnie niemożliwe i z daleka pachnie oszustwem. Usiłowałam wykłócać się w kasie.
Pan był niewzruszony - liczydło pokazało, musi być zapłacone.
18 złotych więcej. Razy powiedzmy 20 samochodów dziennie - całkiem niezła sumka.
No cóż - jutro czeka mnie pisanie reklamacji, skanowanie paragonu, dokumentów zbiornika na gaz itp.
Ale dzisiaj dam spokój. Nie będę sobie psuć niedzieli
Zawsze do mojego pustego zbiornika wchodzi 28 - 29 litrów. Teraz weszło 36. Jest to kompletnie niemożliwe i z daleka pachnie oszustwem. Usiłowałam wykłócać się w kasie.
Pan był niewzruszony - liczydło pokazało, musi być zapłacone.
18 złotych więcej. Razy powiedzmy 20 samochodów dziennie - całkiem niezła sumka.
No cóż - jutro czeka mnie pisanie reklamacji, skanowanie paragonu, dokumentów zbiornika na gaz itp.
Ale dzisiaj dam spokój. Nie będę sobie psuć niedzieli
środa, 16 października 2013
powrót
Wróciłam późną nocą . Jak na wolną kobietę przystało jechałam nieomalże dookoła Polski. Zahaczyłam o Karkonosze. Najpiękniejsza pora w takich górach. Było przepiękne słońce, a przez moje słoneczne okulary kolory stają się jeszcze bardziej nasycone.
Po południu było już jednak trochę trudno. Jechałam z południa na północ i z lewej strony uporczywie świeciło słońce. Lubię je, ale nie wtedy, kiedy przeszkadza mi obserwować drogę. O tej porze roku jest już nisko i nie pomagają żadne samochodowe osłony. Pasażerowie mają zdecydowanie lepiej, w każdej chwili mogą zmienić pozycję, albo czymś - np szalikiem jak nie ma rolet - zasłonić szybę. Kierowca ma przechlapane na całej linii.
Przypomniałam sobie o moich ogromnych okularach. Nie lubię ich, bo wyglądam jak sowa, a oprawki opierają się na policzkach. Mają jednakże ogromną zaletę - zauszniki przy oprawce mają szerokość prawie 2 cm, nie pozwalają więc na wpadanie promieni z boku. Tylko, czy je zabrałam ???
Były w mojej samochodowej kosmetyczce, podarowanej przez Anię. Mam w niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy . To praktycznie kopia mojej torebki. A nawet trochę więcej !
Przy okazji wyciągnęłam też okulary tzw. "blue blockery "do jazdy o zmierzchu, żeby już mieć je pd ręką.
Kiedyś używałam fotochromów, ale było mi za ciemno.
Po czterech godzinach jazdy zrobiłam sobie przerwę na kawę. Nie oparłam się maślanym bułeczkom z konfiturą z róży. Mam takie miejsce na trasie i nigdy go nie ominę. Nawet pod groźbą przytycia następnych 20 deka.
Po następnych czterech godzinach musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę z drzemką.
Nieważne, że miałam już niedaleko. Za wiele widziałam skutków zaśnięcia za kierownicą, żeby bagatelizować uporczywe ziewanie.
Zawsze staję na stacjach benzynowych pod lampą, zamykam drzwi na zamek, włączam cichutko muzykę i bezpiecznie zapadam w zdrowy sen. Budzę się po ok 20 min i mogę jechać dalej. Nie zamknęłabym oczu na parkingu w lesie, z dala od cywilizacji.
Po południu było już jednak trochę trudno. Jechałam z południa na północ i z lewej strony uporczywie świeciło słońce. Lubię je, ale nie wtedy, kiedy przeszkadza mi obserwować drogę. O tej porze roku jest już nisko i nie pomagają żadne samochodowe osłony. Pasażerowie mają zdecydowanie lepiej, w każdej chwili mogą zmienić pozycję, albo czymś - np szalikiem jak nie ma rolet - zasłonić szybę. Kierowca ma przechlapane na całej linii.
Przypomniałam sobie o moich ogromnych okularach. Nie lubię ich, bo wyglądam jak sowa, a oprawki opierają się na policzkach. Mają jednakże ogromną zaletę - zauszniki przy oprawce mają szerokość prawie 2 cm, nie pozwalają więc na wpadanie promieni z boku. Tylko, czy je zabrałam ???
Były w mojej samochodowej kosmetyczce, podarowanej przez Anię. Mam w niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy . To praktycznie kopia mojej torebki. A nawet trochę więcej !
Przy okazji wyciągnęłam też okulary tzw. "blue blockery "do jazdy o zmierzchu, żeby już mieć je pd ręką.
Kiedyś używałam fotochromów, ale było mi za ciemno.
Po czterech godzinach jazdy zrobiłam sobie przerwę na kawę. Nie oparłam się maślanym bułeczkom z konfiturą z róży. Mam takie miejsce na trasie i nigdy go nie ominę. Nawet pod groźbą przytycia następnych 20 deka.
Po następnych czterech godzinach musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę z drzemką.
Nieważne, że miałam już niedaleko. Za wiele widziałam skutków zaśnięcia za kierownicą, żeby bagatelizować uporczywe ziewanie.
Zawsze staję na stacjach benzynowych pod lampą, zamykam drzwi na zamek, włączam cichutko muzykę i bezpiecznie zapadam w zdrowy sen. Budzę się po ok 20 min i mogę jechać dalej. Nie zamknęłabym oczu na parkingu w lesie, z dala od cywilizacji.
wtorek, 8 października 2013
zimowe opony II
A jednak nie wymieniam opon na zimowe. Przejrzałam na trzech portalach prognozy pogody do końca tygodnia i na południu ma być 23 stopnie. Plus oczywiście. Byłoby totalną głupotą niszczyć zimówki, słuchać ich hałasu w drodze i spalać więcej paliwa.
Nie da się na 100 % przewidzieć natury. W którymś roku w lutym zrobiło się tak ciepło, że kierowcy jak jeden mąż rzucili się do zmiany opon na letnie - po czym po tygodniu nadeszły mrozy, śniegi i ślizgawice, że naprawdę jeździło się na granicy bezpieczeństwa.
Swoją drogą ciekawe, jaka będzie zima. Amerykanie twierdzą , że właściwie jej nie będzie, a Rosjanie straszą minus 40stopniami i trwaniem jej do końca marca.
Jak zwykle wozić będę łopatę, wiaderko z piaskiem,skrobak i odmrażacz.
Nie da się na 100 % przewidzieć natury. W którymś roku w lutym zrobiło się tak ciepło, że kierowcy jak jeden mąż rzucili się do zmiany opon na letnie - po czym po tygodniu nadeszły mrozy, śniegi i ślizgawice, że naprawdę jeździło się na granicy bezpieczeństwa.
Swoją drogą ciekawe, jaka będzie zima. Amerykanie twierdzą , że właściwie jej nie będzie, a Rosjanie straszą minus 40stopniami i trwaniem jej do końca marca.
Jak zwykle wozić będę łopatę, wiaderko z piaskiem,skrobak i odmrażacz.
niedziela, 6 października 2013
Na obcym terenie
Dlaczego myślimy i analizujemy, pytamy i obserwujemy w biurze, w domu, nawet u Cioci na imieninach, a nie robimy tego podczas jazdy samochodem ?
Z mojego wieloletniego ( bardzo wieloletniego) doświadczenia i obserwacji wynika, że 70 % kierowców poruszających się po obcym dla siebie terenie wyłącza bezpieczniki zdrowego rozsądku.
Szczególnie widoczne jest to podczas sezonu urlopowego, kiedy na niektórych drogach - lokalnych rejestracji jest mniej niż obcych.
Przejeździłam wzdłuż i w poprzek Polskę i kilka krajów europejskich .
Zawsze przed wyjazdem za granicę sprawdzałam przepisy, żeby uniknąć ewentualnych niespodzianek, A na drogach znajdowałam auto z lokalną rejestracją ( można znaleźć w internecie) i starałam się je obserwować.
Bez problemu lokalne samochody znajduje się w kraju - z małymi wyjątkami rejestracje odpowiadają starym nazwom województw
GSL - to Słupsk, ale ZSL to już Sławno.
PSR - to Środa Wielkopolska
KWI - Wieliczka
ETM - Tomaszów Mazowiecki itd....
Dlaczego o tym piszę - lokalni kierowcy najlepiej znają sytuacje drogowe na własnym obszarze. Pozornie prosta droga z ograniczeniem do 40 km/h - dla każdego "obcego" wyda się bezsensem . Z pewnością doda tam gazu , wyprzedzi kilku wlekących się tubylców i ........ trafi na nieoznakowane zwężenie, poprzeczną przeszkodę, wyrwę po pachy lub jeszcze inne niebezpieczeństwo.
Nic nie pomaga w podróży bardziej niż umiejętność przewidywania, zdrowy rozsądek i przestrzeganie przepisów, nawet gdy zdarzy się nam pozgrzytać zębami.
Z mojego wieloletniego ( bardzo wieloletniego) doświadczenia i obserwacji wynika, że 70 % kierowców poruszających się po obcym dla siebie terenie wyłącza bezpieczniki zdrowego rozsądku.
Szczególnie widoczne jest to podczas sezonu urlopowego, kiedy na niektórych drogach - lokalnych rejestracji jest mniej niż obcych.
Przejeździłam wzdłuż i w poprzek Polskę i kilka krajów europejskich .
Zawsze przed wyjazdem za granicę sprawdzałam przepisy, żeby uniknąć ewentualnych niespodzianek, A na drogach znajdowałam auto z lokalną rejestracją ( można znaleźć w internecie) i starałam się je obserwować.
Bez problemu lokalne samochody znajduje się w kraju - z małymi wyjątkami rejestracje odpowiadają starym nazwom województw
- B – województwo podlaskie - dawne białostockie
- C – województwo kujawsko-pomorskie
- D – województwo dolnośląskie
- E – województwo łódzkie
- F – województwo lubuskie
- G – województwo pomorskie - dawne gdańskie
- K – województwo małopolskie - dawne krakowskie
- L – województwo lubelskie
- N – województwo warmińsko-mazurskie
- O – województwo opolskie
- P – województwo wielkopolskie - dawne poznańskie
- R – województwo podkarpackie - dawne rzeszowskie
- S – województwo śląskie
- T – województwo świętokrzyskie
- W – województwo mazowieckie - dawne warszawskie
- Z – województwo zachodniopomorskie
GSL - to Słupsk, ale ZSL to już Sławno.
PSR - to Środa Wielkopolska
KWI - Wieliczka
ETM - Tomaszów Mazowiecki itd....
Dlaczego o tym piszę - lokalni kierowcy najlepiej znają sytuacje drogowe na własnym obszarze. Pozornie prosta droga z ograniczeniem do 40 km/h - dla każdego "obcego" wyda się bezsensem . Z pewnością doda tam gazu , wyprzedzi kilku wlekących się tubylców i ........ trafi na nieoznakowane zwężenie, poprzeczną przeszkodę, wyrwę po pachy lub jeszcze inne niebezpieczeństwo.
Nic nie pomaga w podróży bardziej niż umiejętność przewidywania, zdrowy rozsądek i przestrzeganie przepisów, nawet gdy zdarzy się nam pozgrzytać zębami.
piątek, 4 października 2013
zimowe opony
Przez kilka dni temperatura poniżej +7 i zmieniamy opony na zimowe.
U nas jeszcze ładnie, świeci słońce, 12 stopni - daleko do zimy.
Ale, ale......W środę jadę na szkolenie do Krakowa.
Trzy dni teorii i praktyki, zgodnie z nowymi przepisami. Wybrałam Kraków, bo dawno nie byłam, a mam tam serdeczną koleżankę, która od 2 lat jest pilotem wycieczek. Będzie przyjemne z pożytecznym.
Muszę jednak popatrzeć na prognozy pogody. Wczoraj mówili coś o śniegu na południu.
Tak, czy siak umawiam się na zmianę opon w poniedziałek.
U nas jeszcze ładnie, świeci słońce, 12 stopni - daleko do zimy.
Ale, ale......W środę jadę na szkolenie do Krakowa.
Trzy dni teorii i praktyki, zgodnie z nowymi przepisami. Wybrałam Kraków, bo dawno nie byłam, a mam tam serdeczną koleżankę, która od 2 lat jest pilotem wycieczek. Będzie przyjemne z pożytecznym.
Muszę jednak popatrzeć na prognozy pogody. Wczoraj mówili coś o śniegu na południu.
Tak, czy siak umawiam się na zmianę opon w poniedziałek.
czwartek, 3 października 2013
skąd się biorą czubki?
Maria wpadła do biura zdenerwowana jak nigdy.
Przejeżdżały z kursantką osiedlową ulicą , kiedy z pobliskiego garażu wyjechało z piskiem opon czarne BMW 5 . Wymusiło pierwszeństwo, wyprzedziło na przejściu dla pieszych, po czym zatrzymało się na pasie do lewoskrętu na czerwonym świetle ."Elka" dojechała spokojnie zamierzając jechać prosto. Akurat zapaliło się zielone więc nie zatrzymując się dziewczyny pojechały dalej.
Na wprost do lewoskrętu szykował się miejski autobus. Nagle na środku skrzyżowania między nauką jazdy, a autobusem pojawiło się to samo BMW, jadące z lewego pasa prosto. Wystraszona kursantka depnęła na hamulec, auto z tyłu nie zdążyło, a po BMW został siwy dym .
Było tak wielu świadków zdarzenia, że facet się nie wywinie. Nie przewidział, że Instruktorka zapamiętała garaż, z którego wyjechał...........
Przejeżdżały z kursantką osiedlową ulicą , kiedy z pobliskiego garażu wyjechało z piskiem opon czarne BMW 5 . Wymusiło pierwszeństwo, wyprzedziło na przejściu dla pieszych, po czym zatrzymało się na pasie do lewoskrętu na czerwonym świetle ."Elka" dojechała spokojnie zamierzając jechać prosto. Akurat zapaliło się zielone więc nie zatrzymując się dziewczyny pojechały dalej.
Na wprost do lewoskrętu szykował się miejski autobus. Nagle na środku skrzyżowania między nauką jazdy, a autobusem pojawiło się to samo BMW, jadące z lewego pasa prosto. Wystraszona kursantka depnęła na hamulec, auto z tyłu nie zdążyło, a po BMW został siwy dym .
Było tak wielu świadków zdarzenia, że facet się nie wywinie. Nie przewidział, że Instruktorka zapamiętała garaż, z którego wyjechał...........
wtorek, 1 października 2013
łoś
Już dosyć dawno nie jeździłam przed świtem . Dopadło mnie wczoraj, kiedy wizyta u znajomych przeciągnęła się do późna, a nocować nie chciałam.
Większość drogi biegła przez mniejsze lub większe lasy, ale nic niepokojącego się nie działo.
Dopiero ok. 50 km przed celem na szosie zaczął się ruch. I to nie ruch pojazdów, ale zwierząt.
Zaczęło się od lisów. W zasięgu reflektorów pojawiły się dwa. Trochę dziwne, bo raczej chodzą pojedynczo. Biegły wzdłuż drogi, w pewnym momencie zatrzymały się,odwróciły i tuż przed samochodem przebiegły na drugą stronę. Nie trwało długo jak przebiegły sarny, a później musiałam się zatrzymać, bo przede mną stał duży - przynajmniej tak wyglądał w światłach - dzik. On, czy ona - nie wiedziałam. Zrobiło mi się nieswojo. Dzik stał i patrzył. Patrzył tak, jakby mierzył się z samochodem. Trwało to dobrą chwilę, po czym powoli przeszedł na lewą stronę. Patrzyłam za nim dopóki nie przekroczył linii światła. Już miałam ruszyć, kiedy z krzaków po lewej stronie wyskoczył i przegalopował przez drogę - dzik. !!! Ten sam ? Nie wiem. Wyglądało to tak, jakby zapomniał wyłączyć w domu żelazka i biegiem wracał, żeby uniknąć pożaru.
Wyjechałam z lasów i odetchnęłam, że już po nocnych spacerach zwierzyny. Teraz po obu stronach widać było jeszcze nie skoszone. pola kukurydzy.
Z daleka zobaczyłam migające niebieskie światła. Policja i karetka. Samochodu - samochodów z wypadku nie było widać. Pewnie wpadli w tę kukurydzę - pomyślałam.
Na drodze leżał martwy łoś, w rowie coś co było motocyklem. Ratownicy z policją przykrywali czarną folią leżące kawałek dalej zwłoki.
Pozwolili mi wreszcie przejechać. Miałam gulę w gardle i trochę mi się trzęsły ręce. Nie jest to przyjemny widok, chociaż w nocy przynajmniej nie widać krwi..
Przejechałam jakieś 50 m, kiedy zauważyłam leżący w trawie kask. Czarny z błyszczącym niklowanym skrzydełkiem na boku. Błysk tego detalu zwrócił moją uwagę. W mitologii kapelusz ze skrzydłami miał Hermes , do którego zadań należało min. odprowadzanie zmarłych do Hadesu.
Tak mi się przypomniało a propos.
Cofnęłam auto- policjanci jeszcze coś mierzyli i oglądali. Nawet się ucieszyli, że zauważyłam kask, bo brakowało im danych do protokołu i pomiarów. Z ustaleń wynikało, że łoś wyszedł spośród kukurydzy i przeskoczył przez rów. Zbyt szybko znalazł się na drodze. Motocyklista był bez szans. Nie mógł łosia zauważyć wcześniej, a i jechał z pewnością o wiele za szybko. Zderzenie z wysokim na prawie 2 m i ważącym ok 600 kg zwierzęciem przy prędkości ponad 100km/h to pewna śmierć.
Wielu moich znajomych lubi jeździć w nocy. Bo ruch mały, "przycisnąć" można, policjanci raczej śpią - same plusy.
Ale......
Ale mniej widać, oczy szybciej się męczą, spać się chce, a na drodze "zwierzęce" niespodzianki.
I nie zawsze są znaki ostrzegawcze.
Każdy las, nawet ten ogrodzony przy drogach szybkiego ruchu - kryje niebezpieczeństwa.
Nie można o tym zapominać.
Większość drogi biegła przez mniejsze lub większe lasy, ale nic niepokojącego się nie działo.
Dopiero ok. 50 km przed celem na szosie zaczął się ruch. I to nie ruch pojazdów, ale zwierząt.
Zaczęło się od lisów. W zasięgu reflektorów pojawiły się dwa. Trochę dziwne, bo raczej chodzą pojedynczo. Biegły wzdłuż drogi, w pewnym momencie zatrzymały się,odwróciły i tuż przed samochodem przebiegły na drugą stronę. Nie trwało długo jak przebiegły sarny, a później musiałam się zatrzymać, bo przede mną stał duży - przynajmniej tak wyglądał w światłach - dzik. On, czy ona - nie wiedziałam. Zrobiło mi się nieswojo. Dzik stał i patrzył. Patrzył tak, jakby mierzył się z samochodem. Trwało to dobrą chwilę, po czym powoli przeszedł na lewą stronę. Patrzyłam za nim dopóki nie przekroczył linii światła. Już miałam ruszyć, kiedy z krzaków po lewej stronie wyskoczył i przegalopował przez drogę - dzik. !!! Ten sam ? Nie wiem. Wyglądało to tak, jakby zapomniał wyłączyć w domu żelazka i biegiem wracał, żeby uniknąć pożaru.
Wyjechałam z lasów i odetchnęłam, że już po nocnych spacerach zwierzyny. Teraz po obu stronach widać było jeszcze nie skoszone. pola kukurydzy.
Z daleka zobaczyłam migające niebieskie światła. Policja i karetka. Samochodu - samochodów z wypadku nie było widać. Pewnie wpadli w tę kukurydzę - pomyślałam.
Na drodze leżał martwy łoś, w rowie coś co było motocyklem. Ratownicy z policją przykrywali czarną folią leżące kawałek dalej zwłoki.
Pozwolili mi wreszcie przejechać. Miałam gulę w gardle i trochę mi się trzęsły ręce. Nie jest to przyjemny widok, chociaż w nocy przynajmniej nie widać krwi..
Przejechałam jakieś 50 m, kiedy zauważyłam leżący w trawie kask. Czarny z błyszczącym niklowanym skrzydełkiem na boku. Błysk tego detalu zwrócił moją uwagę. W mitologii kapelusz ze skrzydłami miał Hermes , do którego zadań należało min. odprowadzanie zmarłych do Hadesu.
Tak mi się przypomniało a propos.
Cofnęłam auto- policjanci jeszcze coś mierzyli i oglądali. Nawet się ucieszyli, że zauważyłam kask, bo brakowało im danych do protokołu i pomiarów. Z ustaleń wynikało, że łoś wyszedł spośród kukurydzy i przeskoczył przez rów. Zbyt szybko znalazł się na drodze. Motocyklista był bez szans. Nie mógł łosia zauważyć wcześniej, a i jechał z pewnością o wiele za szybko. Zderzenie z wysokim na prawie 2 m i ważącym ok 600 kg zwierzęciem przy prędkości ponad 100km/h to pewna śmierć.
Wielu moich znajomych lubi jeździć w nocy. Bo ruch mały, "przycisnąć" można, policjanci raczej śpią - same plusy.
Ale......
Ale mniej widać, oczy szybciej się męczą, spać się chce, a na drodze "zwierzęce" niespodzianki.
I nie zawsze są znaki ostrzegawcze.
Każdy las, nawet ten ogrodzony przy drogach szybkiego ruchu - kryje niebezpieczeństwa.
Nie można o tym zapominać.
sobota, 28 września 2013
Wygłupy
W Nowych Ogrodach "Hortulus" jest 2metrowej wysokości labirynt z grabów . Najkrócej , -jak się ma farta- idzie się nim ok.kilometra, a jak się błądzi to ponad 3. Poza tym wszędzie pełno ślicznie poprzycinanych w różnorakie wzorki krzaczków.
Natchniona tym widokiem wykosiłam dziś trawę w zygzaki, a centralnie pozostawiłam pięciometrową gwiazdę.
Nie jest to tak pięknie jakbym chciała, ale zawsze coś.
Na środku tej gwiazdy stoi mój samochód.
Po prostu nie chciało mi się go przestawić :):):)
Natchniona tym widokiem wykosiłam dziś trawę w zygzaki, a centralnie pozostawiłam pięciometrową gwiazdę.
Nie jest to tak pięknie jakbym chciała, ale zawsze coś.
Na środku tej gwiazdy stoi mój samochód.
Po prostu nie chciało mi się go przestawić :):):)
piątek, 27 września 2013
W takim razie co ?
Trzeba by może tabelkę jakąś stworzyć, co na plus, co na minus.
Ale nie za bardzo umiem. I kto by to czytał...
Generalnie wygodnie, żeby stopa nie była skrępowana, żeby czuła, co ma pod podeszwą i żeby pięta trzymała się buta.
Mało mam dziś czasu, bo czeka mnie przejazd "drogami gruntowymi"
Dostałam zaproszenie na otwarcie nowej części wspaniałych ogrodów. Wszystko o.k, ale jak spojrzałam na mapę, to żeby dotrzeć na wyznaczoną godzinę najlepiej pojechać na skróty. A autku daleko do terenowego.
Damy radę............
Ale nie za bardzo umiem. I kto by to czytał...
Generalnie wygodnie, żeby stopa nie była skrępowana, żeby czuła, co ma pod podeszwą i żeby pięta trzymała się buta.
Mało mam dziś czasu, bo czeka mnie przejazd "drogami gruntowymi"
Dostałam zaproszenie na otwarcie nowej części wspaniałych ogrodów. Wszystko o.k, ale jak spojrzałam na mapę, to żeby dotrzeć na wyznaczoną godzinę najlepiej pojechać na skróty. A autku daleko do terenowego.
Damy radę............
poniedziałek, 23 września 2013
Glany
Na początku lata na pierwszą, kursową jazdę zgłosiła się niewysoka, szczupła dziewczyna.Pierwsze, co wpadło mi w oczy, to ogromne, czarne buty. Resztę kursantki zobaczyłam później.
Cała godzina minęła nam na przygotowaniach i rozmowie. Dziewczyna była sympatyczna, ale był to tzw. męski typ. Pracowała w ochronie, w związku z tym była bardzo sprawna fizycznie i starała się jak najgroźniej wyglądać. Innych butów niż glany nie uznawała. Na nic były moje tłumaczenia, że będzie miała kłopot z opanowaniem pedałów. Na kolejne jazdy przychodziła również w tych buciskach.
Kiedy minęło 10 godzin praktycznej nauki, a ona nie mogła płynnie ruszyć, delikatnie przyspieszać i hamować - rozpłakała się i stwierdziła, że nie nadaje się na kierowcę. Długo rozmawiałyśmy i stanęło na tym, że na następną jazdę przyjdzie w pożyczonych od koleżanki czółenkach.
Jakaż była jej radość , kiedy okazało się, że "wszystko zaczęło jej wychodzić".
Po kilku dniach przyszła we własnych, ślicznych pantofelkach, które później przydały się na weselu brata..
Glany są z założenia butami dość sztywnymi. Mają szerokie, grube podeszwy z bardzo "tępym" bieżnikiem.
Szerokość nie pozwala na swobodne przekładanie stopy z pedału na pedał, zaś grubość i rodzaj podeszwy powoduje, że nie czujemy tego co pod spodem. Stąd szarpanie przy ruszaniu, gwałtowne dodawanie gazu i takież samo nieprzyjemne hamowanie.
Nie bez znaczenia jest też w glanach zasznurowanie stawu skokowego. Dobre to do chodzenia po górach, bo unika się kontuzji, jednak w samochodzie nie da się wygodnie przestawiać stóp. I może być "gorąco".........
Cała godzina minęła nam na przygotowaniach i rozmowie. Dziewczyna była sympatyczna, ale był to tzw. męski typ. Pracowała w ochronie, w związku z tym była bardzo sprawna fizycznie i starała się jak najgroźniej wyglądać. Innych butów niż glany nie uznawała. Na nic były moje tłumaczenia, że będzie miała kłopot z opanowaniem pedałów. Na kolejne jazdy przychodziła również w tych buciskach.
Kiedy minęło 10 godzin praktycznej nauki, a ona nie mogła płynnie ruszyć, delikatnie przyspieszać i hamować - rozpłakała się i stwierdziła, że nie nadaje się na kierowcę. Długo rozmawiałyśmy i stanęło na tym, że na następną jazdę przyjdzie w pożyczonych od koleżanki czółenkach.
Jakaż była jej radość , kiedy okazało się, że "wszystko zaczęło jej wychodzić".
Po kilku dniach przyszła we własnych, ślicznych pantofelkach, które później przydały się na weselu brata..
Glany są z założenia butami dość sztywnymi. Mają szerokie, grube podeszwy z bardzo "tępym" bieżnikiem.
Szerokość nie pozwala na swobodne przekładanie stopy z pedału na pedał, zaś grubość i rodzaj podeszwy powoduje, że nie czujemy tego co pod spodem. Stąd szarpanie przy ruszaniu, gwałtowne dodawanie gazu i takież samo nieprzyjemne hamowanie.
Nie bez znaczenia jest też w glanach zasznurowanie stawu skokowego. Dobre to do chodzenia po górach, bo unika się kontuzji, jednak w samochodzie nie da się wygodnie przestawiać stóp. I może być "gorąco".........
sobota, 21 września 2013
Szpilki
Piękne, czerwone szpilki są marzeniem większości kobiet. Nawet przedszkolne starszaki nie mogą doczekać się dorosłości tylko po to, żeby przeparadować po miejskim deptaku na super obcasach.
Że to obuwie mało stabilne wiemy z własnego doświadczenia. Trzeba odpowiednio stawiać stopy, wciągać brzuch, robić kroki małe i bardziej płynąć niż iść. O skręconych kostkach i rozbitych kolanach możemy poczytać w statystykach lekarskich.
Jednak uwielbiamy te buty i mimo zmieniającej się mody na fason noska, kolor i wysokość obcasa - zawsze będziemy mieć szpilki w swojej szafce.
Umiemy w nich chodzić w domu, w pracy - a jak jest z jazdą samochodem ?
Oczywiście wysokości szpilek jest wiele, wiec trzeba pomyśleć w których gdzie. Jeżeli na co dzień chodzimy w sześciocentymetrowych, nie zakładajmy do jazdy dwunastek, żeby pięknie wyglądać.W ogóle nie próbujmy jeździć w butach dopiero kupionych,niezależnie czy to szpilki, mokasyny, czy czółenka. Pochodźmy w nich kilka dni, niech się ułożą do stopy.Jak będziemy się w nich czuć pewnie na chodniku, to i z jazdą nie będzie źle.
Wyjmijmy z szafek buty na różnych obcasach i popatrzmy od spodu na ich kształt. Niektóre obcasy mimo małej wysokości mają mocno zaokrąglony, a czasem nawet zwężający się tył. Inne tzw "słupki" mogą być szersze, chociaż wyższe. Niektóre obcasy mają przekrój kwadratu lub prostokąta.
Określmy teraz stopień podparcia stopy przy ułożeniu jej na którymkolwiek z pedałów. Stopa pod kątem, a obcas opiera się tylko małą - od 0,5 do 1 cm - powierzchnią. Przy obcasach kwadratowych ta linia jest znacznie dłuższa, więc noga o podłogę opiera się stabilniej. Ale to nie koniec naszych przymiarek. Bardzo dużo zależy od stopnia skątowania pedałów. W jednych samochodach umieszczono je pod kątem 45 stopni w stosunku do podłogi , a w innych prawie poziomo. Wymagać to będzie od nas innego ustawienia stopy.
W przypadku poziomych pedałów i rozmiaru butów 36, aż się prosi o buty z obcasami i to nawet wysokimi. Inaczej noga będzie nam wisieć w powietrzu, a nie zgodnie z zasadą opierać na pięcie.
Kolejna rzecz, to rodzaj dywanika. Gumowy w kratki, może zaczepiać się o cienką szpilkę. Dywanowy zniesie wszystko, ale szybko przetrze się w miejscu "dziobania" go obcasem.
Decyzja o butach, w których będziecie jeździć należy do was. Dostosujcie je do swoich umiejętności i długości trasy . Nie ulegajcie sugestiom mężczyzn, dla których już chodzenie na obcasach jest czymś nieprawdopodobnie trudnym i niebezpiecznym, a cóż dopiero jazda. Ale jak wiemy w szpilkach można nawet biegać ( http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/454331,poznan-wyscig-kelnerow-na-srodce-wyniki-nowe-zdjecia-film,id,t.html?cookie=1)
Pamiętajcie, że bezpieczeństwo zależy od bardzo wielu czynników w tym także ustawienia i sprawności prawej stopy.
piątek, 20 września 2013
Klapki
Zajrzałam dziś na kobiece fora i trafiłam na dyskusję o butach do jazdy samochodem. Włosy powoli stawały mi dęba, a już zupełnie stanęły na "baczność", gdy kilka pań zachwycało się wygodą jazdy w japonkach.
Mogę zrozumieć ich przydatność do chodzenia nadmorskim bulwarem, lub na basenie - chociaż też w/g mnie są za śliskie. Ale kierowanie samochodem w poniekąd przepięknym, wysadzanym kryształkami Svarowskiego, nabijanym ćwiekami i kolorowym obuwiu pt."japonki" jest absolutnie NIEDOZWOLONE. I nie chodzi tu o ozdoby, grubość podeszwy itp, ale o niestabilność stopy na pedałach, zwłaszcza na pedale hamulca.
Niejednokrotnie miałyście możliwość przekonania się , że na nierównym gruncie wszelkiego rodzaju klapki potrafią "iść obok człowieka". Japonki są pod tym wzgędem na pierwszym miejscu.
W momencie nagłego hamowania, a ma ono miejsce w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa ruchu - japonka potrafi się zsunąć na bok i wtedy goła stopa "ucieka" od pedału, ponieważ jest to zetknięcie bardzo nieprzyjemne i bolesne. Mają okazję przekonać się o tym panie, które w godzinach szczytu poruszają się po mieście w balerinkach o ultra cienkich podeszwach.
Ciągłe wgniatanie sprzęgła powoduje ból, a jak obejrzymy sobie po przyjeździe do domu tą nieszczęsną lewą stopę od spodu to zauważymy czerwony placek.
Tak więc wracając do hamowania - staje się ono nieskuteczne , a jak już - to kilkakrotnie wydłuża się jego droga.
Pomyślcie - przed wami matka z wózkiem, inny samochód, lub drzewo. Jeżeli przeżyjecie i innych nie wyślecie na tamten świat, to do końca życia będziecie miały przed oczami widok fruwającego wózka, gwałtownie zbliżającej się klapy samochodu przed wami, lub wspaniale widoczny rysunek kory na drzewie.
Innego rodzaju niespodzianki mogą sprawić klapki, z których przez przypadek zupełnie "wyjdziecie" przestawiając stopę z gazu na hamulec. Oprócz sytuacji opisanej wyżej może się zdarzyć, że klapek wpadnie wam pod pedał i nie dacie rady docisnąć hamulca do końca. No i efekt jeszcze gorszy niż poprzednio - goła stopa, opór klapka , strach dławi gardło, pot zalewa oczy, a auto jedzie, jedzie, jedzie........
Subskrybuj:
Posty (Atom)